Rosja nie uderzy w silnego; wśród europejskich państw NATO będziemy mieli najsilniejsze wojska lądowe - mówił wicepremier, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak w rozmowie z tygodnikiem "Sieci”. Fragment tego wywiadu opublikowano w niedzielę na portalu opublikowanym fragmencie wywiadu szef MON zwrócił uwagę, że Wojsko Polskie musi być tak liczne i tak silne, że samo jego istnienie odstraszy potencjalnego agresora."Władcy Kremla nie uderzą w silnego"W wywiadzie szef MON zwrócił szczególną uwagę na to, że Wojsko Polskie musi odstraszać wroga samą liczebnością i Władcy Kremla nie uderzą w silnego; gdy widzą słabość, to atakują. Zarówno jeśli chodzi o artylerię, jak i o wojska pancerne, to nie będzie finalnie w Europie silniejszego państwa. Wśród europejskich państw NATO będziemy mieli najsilniejsze wojska lądowe. Jesteśmy na linii frontu, mamy granicę z Rosją i na północy, i faktycznie, militarnie, od strony Białorusi - powiedział został zapytany także o potencjalny charakter rosyjskiej agresji, która może być punktowa. Na przykład uderzanie rakietami w najistotniejsze punkty naszej gospodarki. Zapewnił o gotowości na taki Już w tym roku dotrą do nas pierwsze z zamówionych w 2018 r. wyrzutni przeciwlotniczych Patriot, będzie także bateria tożsama z brytyjskim systemem krótkiego zasięgu Sky Sabre. Mamy wreszcie nasze Pioruny, które sprawdziły się na Ukrainie. To będzie wielowarstwowa osłona, której budowa jest już bardzo zaawansowana - odpowiedział przekazał, że w rozmowie, która ukaże się w poniedziałkowym wydaniu "Sieci", wicepremier Błaszczak mówi także między innymi o kulisach rozmów z Niemcami w sprawie czołgów, które miały pomóc nam załatać lukę po sprzęcie wysłanym Ukrainie, a także o najnowszych zakupach zbrojeniowych w Korei Południowej. Źródło: PAPrsPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Odbudowy Afganistanu (SIGAR) z 2021 r., tylko na działania wojenne wydano bezpośrednio 837 mld dolarów, zaś dodatkowe 145 mld wydano na projekty odbudowy Afganistanu. Tymczasem według Dziś fala w wojsku to już historia. Ale w czasach PRL i w latach 90. dręczenie kotów, czyli młodych poborowych, przez dziadków, czyli starszych stażem kolegów, było normą i zarazem rytuałemGłuszenie kota, odpalanie zisa, dzika świnia, mucha - to tylko kilka określeń doskonale znanych starszym stażem poborowym, ale przede wszystkim tym, którzy stawiali pierwsze kroki w Ludowym Wojsku Polskim. W czasach PRL służba zasadnicza w wojskach lądowych trwała dwa lata, a w marynarce wojennej - nawet trzy. To dość czasu, by zorientować się w kwestii zasad panujących w armii. A ponieważ do wojska trafiali wszyscy zdrowi, młodzi mężczyźni, anegdoty i historie związane z mundurem wyrastały jak grzyby po deszczu. Wojskowa fala trafiła nawet do popkultury, o czym może się przekonać każdy, kto obejrzy słynny swego czasu film Feliksa Falka „Samowolka” z 1993 r. Byli żołnierze, jak jeden mąż, przyznają jednak, że obraz wyreżyserowany przez Feliksa Falka to gruba przesada. „Wydaje się, że kręcić go [film - red.] mogli ci, co słyszeli o wojsku tylko z opowieści kolegów przy wódce” - napisał w sieci jeden z niezadowolonych widzów oraz, jak można się domyślać, weteranów służby zasadniczej. Bez wątpienia na pobicia czy inne brutalne sceny nawet w wojsku z czasów PRL nie było miejsca. Nie oznacza to jednak, że życie kota było usłane różami.„Praca jest oczywiście dla kotów, a przypilnować ich musi wicerezerwa. Rezerwista winien leżeć na łóżku i nic go nie powinno obchodzić. Koty muszą przynieść mu śniadanie i kolację, czasami nawet obiad, umyć menażkę, wyprasować mundur itp. Kot powinien także, wchodząc do sali, stanąć w postawie zasadniczej, oddać honor i zameldować się jak przed oficerem: panie rezerwisto, szeregowy taki a taki prosi o pozwolenie do pozostania. Zapytany recytuje, ile szczęśliwych, słonecznych i bezrobotnych dni pozostało rezerwie do cywila. Bywają też bardziej rozbudowane wierszyki do meldowania” - czytamy w „Czerwonych pająkach” Józefa Marii Ruszara. Autor - w czasach PRL opozycjonista, a wolnej Polsce dziennikarz - służył pod koniec lat 70. w 36. Łużyckim Pułku Zmechanizowanym, a jego świadectwo jest tym cenniejsze, że opracowali je naukowcy z Instytutu Pamięci Narodowej. „Czasami czuję się jak badacz w batyskafie, obserwujący egzotyczny świat podwodnych potworów” - ta fala?Trudno odpowiedzieć na pytanie, skąd wzięło się zjawisko fali w Ludowym Wojsku Polskim. Tym bardziej że w literaturze najczęściej opisuje się perypetie kotów, ale nie to, skąd wziął się zwyczaj ich prześladowania. Bezcenne są oczywiście świadectwa tych, którzy odczuli władzę starszych kolegów na własnej skórze. Ale zacznijmy od teorii. Wiadomo, że powstawanie nieformalnej hierarchii, nawet w tak sformalizowanej strukturze jak wojsko, to nic nowego. Ktoś, kto zaczyna karierę w jakiejś formacji, zawsze jest traktowany jako obcy, który musi się nauczyć panujących zwyczajów. Już w czasach II Rzeczypospolitej nie tylko młodzi żołnierze, ale nawet początkujący oficerowie musieli się liczyć z tym, że na szacunek kolegów trzeba sobie zasłużyć. Najszczęśliwszy moment dla każdego poborowego - dzień powrotu do normalnego życia. Charakterystyczne chusty szykowano całymi tygodniami, jeszcze w koszarach- To problem dużo starszy, niż mogłoby się wydawać. Swego rodzaju wkupywanie się w łaski kolegów można było obserwować w armii carskiej, a nawet legionach rzymskich. Zawsze istniał obyczaj wprowadzenia młodych wojowników do towarzystwa. Dla wszystkich zamkniętych środowisk, a takim jest również armia, zdaje się to naturalne - w rozmowie z „Nasza Historią” zapewnia gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który pierwsze kroki w wojsku stawiał w połowie lat 60. ubiegłego wieku. Dodaje, że to, co nazywamy falą, miało raczej „charakter sympatycznych żartów”, ale zdarzały się nadużycia godne potępienia. - Faktycznie, czasem dochodziło do znęcania się starszych żołnierzy nad kolegami. Takie wypaczenia tradycji to przestępstwa, które należy ścigać, jak we wszystkich innych dziedzinach życia społecznego - podkreśla wojskowy. Z nieoficjalnych relacji żołnierzy, którzy wspominają tamte czasy, wynika, że brutalna fala przyszła do Ludowego Wojska Polskiego przede wszystkim ze Wschodu. Życie poborowych z Armii Czerwonej było prawdziwą gehenną w porównaniu do tego, co przechodzili Polacy wcielani do wojsk PRL. Co ciekawe, spory wpływ na wzrost przemocy w szeregach LWP mieli... więźniowie! Trzeba bowiem pamiętać, że oni także lądowali w armii. Jedna z jednostek karnych, chyba najsłynniejsza, mieściła się w Orzyszu. Trafiali tam nie tylko ci, którzy samowolnie opuścili swój posterunek czy nie wylewali za kołnierz podczas służby. Jak już pisaliśmy w „Naszej Historii”, na pobyt mogli także liczyć działacze opozycji, a obok nich i zatwardziali recydywiści. - Subkultura [gitowców - red.] powstała w kryminale, ale w podziemiu. Wartością, wokół której zrzeszali się „git ludzie”, było obalenie komunizmu. To był polityczny wątek walki wewnętrznej w społeczeństwie, czystości, utrzymania polskości - w rozmowie z Fundacją „Animacja” przyznał jeden z byłych Żeby nie myśleć, żołnierze musieli wykonywać najbardziej absurdalne zadania. Właśnie po to, żeby nie przyszło im do głowy, że jakiś rozkaz jest bez sensu. Te wszystkie anegdoty o szorowaniu korytarza szczoteczką do zębów czy zamiataniu schodów pod górę są prawdziwe. Tak to właśnie wyglądało i spełniało swoją funkcję - kilka lat temu na antenie Polskiego Radia stwierdził Antoni Pawlak. To on napisał „Książeczkę wojskową”, reporterską relację z armii, która po raz pierwszy pojawiła się w drugim obiegu pod koniec lat 70. W razie potencjalnej agresji razem ze swoją kompanią saperów miał rozminowywać pola minowe. Z pewnością pobytu w Ludowym Wojsku Polskim dobrze nie relacji Pawlaka, w III RP dziennikarza i rzecznika prezydenta Gdańska, wynika, że fala, ale też armia jako taka, była zdominowana przez przemoc. Jego zdaniem niszczono tam ludzi. „Większość strasznych rzeczy, które działy się w wojsku, nijak się miała do przepisów. Były wymysłem kadry albo starego wojska, czyli fali. Po to, żeby utrzymać dyscyplinę, porządek” - relacjonował Pawlak. Podkreślał, że taki system świetnie funkcjonował. I wcale niełatwo było się przeciwstawić. „Kiedy pisało się skargę na oficera, on dostawał ją pierwszy. Jedyną instytucją, do której można było napisać skargę, poza drogą służbową, był Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego” - wspominał. Jak mówił, w pułku nikt nie bał się niczego bardziej niż kontroli. A ta była standardową procedurą po każdym donosie. Co ciekawe, Antoni Pawlak zapewnia, że nawet jako starszy stażem wojskowy nigdy nie miał pokusy, by gnębić młodszych kolegów. „Próbowałem kiedyś pomóc młodemu żołnierzowi, który był strasznie tłamszony. I zauważyłem, że on się mnie coraz bardziej boi, z każdym słowem. Myślał chyba, że mój pomysł na to, jak go zgnoić, był na tyle wyrafinowany, że go nie rozumie. Ale była też gotowość i przyzwolenie ze strony młodych [na falę - red.]: tak musi być, musimy przez to przejść” - opowiadał autor „Książeczki wojskowej”. Zupełnie inne podejście cechowało z kolei Józefa Ruszara. Z lektury „Czerwonych pająków” wynika, że wręcz czekał na świeży narybek. Czy można nazwać go sadystą? On sam siebie określa mianem „badacza”.Przysięga młodego rocznika podchorążych, rok 1982„Podnieciłem się naukowo. Rysiek nie lubi tego typu imprez. Jest zresztą z tych, którzy muchy nie skrzywdzą. Gdy ma wydać rozkaz żołnierzowi, to widzę, jak się męczy (...). Mimo to Rysiek wie, że potrzebuję tego typu doświadczeń i obserwacji, bo jest jednym z wtajemniczonych. Często nosi moje listy, a czasami przechowuje moje notatki” - pisał w wojsku Ruszar. A nawet przyznał się, że podjudzał kaprali do „zabawy” z jednym z kotów! Sytuacja, którą opisano w książce, dla nieszczęśnika skończyła się dobrze. Wyszedł cało z opresji i przynajmniej tym razem nie padł ofiarą bardziej doświadczonych stażem poborowych. Fala mierzona centymetremChociaż relacje Ruszara i Pawlaka różnią się, łączy je czas powstawania - oba teksty zostały napisane podczas służby w latach 70. Punktem zbieżnym jest także słownik czy też leksykon żołnierskiej gwary. I choć dostępne źródła mówią, że fala nie była praktykowana wszędzie, to jednak w obydwu publikacjach można znaleźć słownictwo, które jej dotyczy. Dlaczego? Być może ze względu na zachowanie kadry zawodowej. „Sekcja polityczna próbuje z tymi zwyczajami walczyć, jednak robi to bez specjalnego przekonania. I nic dziwnego (...). Próby walki z tymi zwyczajami na szczeblu kompanii kończą się przeważnie sromotną klęską kadry. Prowadzą do sytuacji, kiedy nikt nie pracuje. Starzy, bo nie wypada ze względu na falę, a młodzi, bo co mamy być gorsi” - czytamy na kartach „Książeczki wojskowej”. Ale do tym, jakie miejsce w szeregu zajmował żołnierz, decydował przede wszystkim staż. A Ludowe Wojsko Polskie wzywało swych obywateli na dwuletnią albo trzyletnią służbę - do żołnierskich warunków na dłużej musieli przywyknąć marynarze, więc i koty musiały cierpieć dłużej. Ci, którzy przebywali w armii najkrócej, byli określani sierściuchami czy kubusiami. Mieli przed sobą od 365 do 725 dni służby. Kolejny szczebel to wicerezerwiści - tym do odbębnienia zostało od 184 do 365 dni służby - i wreszcie rezerwa, czyli ci, którzy wracają do cywila najpóźniej za pół roku. Odrębną kategorię stanowili marynarze. I wcale nie chodzi tu o żołnierzy marynarki wojennej, ale wojskowych ukaranych aresztem. Nie dość, że najczęściej musieli doliczyć do swojej służby okres kary, to jeszcze mieli do odsłużenia aż dwa tygodnie więcej! Inne określenie dla członków tej grupy odnotowane przez Ruszara to dziadek. Tym mianem byli nazywani wojskowi, którzy lada dzień mieli przejść do podkreślić, że w różnych jednostkach określenia te mogły być modyfikowane, wiązały się z innymi przywilejami czy obowiązkami. Przykładowo: w sieci można na przykład znaleźć kategorię cywila, który wyjdzie z wojska za 50 dni. Niezależnie od tego, gdzie który żołnierz służył, wojskowy zwyczaj związany z kotami miał jednak jeden wspólny mianownik. Niemalże wszędzie znane było pojęcie „meldowania fali”. O co chodzi? „Na stołówce żołnierskiej po zjedzeniu obiadu odrywa się kolejny centymetr z metra krawieckiego i uderzywszy łyżką trzykrotnie w stół, głośno krzyczy się cyfrę, czyli liczbę dni, które zostały jeszcze do odsłużenia. Przywilej ten dotyczy wyłącznie rezerwistów” - objaśnia Józef Ruszar. „Jeśli swoją falę próbuje meldować jakiś sierściuch, jest odpowiednio doceniany przez falowca i nikogo to nie dziwi” - tłumaczy meandry tego zwyczaju Antoni Pawlak. Nie zawsze „rozrywki co niemiara” Na kartach „Czerwonych pająków” można wyczytać, że starsi stażem wojskowi zacierali ręce na przybycie młodszych kolegów. Specjalnie na tę okoliczność układano wierszyki czy tworzono przyśpiewki. Naturalnie wszystko zależało od jednostki, w której powstawały. Z „podręcznego leksykonu wojskowego” opisanego przez Ruszara poznamy, hm, tradycję 6. Łużyckiego Pułku Zmechanizowanego z lat 1978-1979. Na pierwszy ogień autor bierze WSW (Wojskowa Służba Wewnętrzna) i „wycieczkę do trójmiasta”. O co chodzi? W tej „zabawie” pierwsze skrzypce grali kaprale, którzy szkolili świeży narybek. Najpierw proponowali zapisy do WSW i wycieczkę. Jak nietrudno się domyślić, chętnych nie brakowało - wszak służba w żandarmerii to prestiż, a też wyjściem z jednostki nikt nie wzgardzi. Pokazy sprawności podczas przysięgi wojskowej kolejnego rocznika poborowych, rok 1995 - fala wciąż była wtedy w wojsku jednym z najtrwalszych spadków po PRLJak kończyła się „zabawa”? „Ci, którzy zgłosili się do WSW, dostają Wodę, Szmatę, Wiadro i zmywają korytarz. Turyści zaś zwiedzają »trójmiasto«, czyli zazwyczaj łączone trzy pomieszczenia: kibel, umywalnię i palarnię. No i grzeją rejony aż miło... Zaskoczonych honoruje rechot starego wojska i wrzask: Biegiem! Bieg!, Co, jeszcze się burzy? Biegiem, bo przep....ę [sadystyczna forma znęcania się - red.], kocie jebany!” - cytuje Józef Ruszar. Odzywki z pewnością są wulgarne, ale zmuszanie do sprzątania to jeszcze nie żadne tortury. Chociaż oczywiście zdarzały się bardziej agresywne zwyczaje. Przykładowo za taki można uznać głuszenie kota. Delikwent był zobowiązany, żeby włożyć głowę do blaszanej szafki, a starszyzna niespodziewanie biła w nią taboretem. „Kot wyskakuje ogłuszony. Potem bierze się następnego kota” - tłumaczy autor „Czerwonych pająków”.Za jedną z bardziej brutalnych form gnębienia kotów należy również uznać formę fali nazywaną motylem. Nie ma co ukrywać, w tym przypadku w grę wchodził nawet areszt za zbiorowe pobicie. Ale nie ma się co dziwić, skoro jeden z kubusiów był trzymany przez kolegów za ręce i nogi, a reszta tłukła go pasami po tyłku... W tym wypadku dziadki czy rezerwiści musieli się dwa razy zastanowić. Bo jeśli donos okazałby się skuteczny, czekałby ich dłuższy pobyt w Ludowym Wojsku Polskim. A tego niemal wszyscy próbowali uniknąć. Zdarzały się i tragedie, ale też próby ucieczki. Rezerwiści wracają do domu po służbie wojskowej. Wrocław, przełom lat Józefa Ruszara czytamy nawet o wisielcu. „Jakby cały czas jechał na szmacie i szczocie, dostawał więcej w pizdę, toby nie miał czasu na głupstwa” - komentował ktoś. „Młody nie powinien mieć czasu, bo o domu myśli, o dziewczynie, o wódce” - stwierdził kto inny. Zgodnie z książkową relacją podobne komentarze były nagminne. Jedno jest pewne: sprawa odbiła się szerokim echem, a ostatecznie stwierdzono, że młodzian z Hrubieszowa targnął się na swoje życie w związku z wydarzeniami na tle rodzinnym. Oczywiście o fali nikt nie wspominał. Ale może wcale nie chodziło o nią? Poborowi robili wszystko, byle tylko wyrwać się do cywila. Jak pisze Antoni Pawlak, niektórzy byli w stanie pociąć się żyletką (na całym ciele), rzucać w zawodową kadrę taboretami czy nawet symulować nocne moczenie. Znalazł się i taki delikwent, który po trzech dniach skoczył z nożem od niezbędnika na dowódcę. Zresztą, trudno się dziwić, bo niechęć do Ludowego Wojska Polskiego nie była niczym nadzwyczajnym. „Lepiej świni dać kotleta, niż pozostać tu na trepa” - mówi jedno ze znanych powiedzonek z lat 70. Reuters/Sohail Ahmad (SAQi) / Twitter @saqi786sa Trzęsienie ziemi było odczuwalne w Pakistanie. We wtorek wieczorem Afganistan nawiedziło silne trzęsienie ziemi o magnitudzie 6,5. Zginęły W wyniku nawałnic, które miały miejsce w całej Polsce, zginęły dwie osoby. W miejscowości Biały Kościół, w województwie dolnośląskim, zginęła 70-letnia kobieta, przygnieciona przez przewrócone drzewo. Z kolei na Podkarpaciu, w miejscowości Przewrotne, drzewo spadło na jadący samochód, w wyniku czego zginął prowadzący samochód 39-latek. W sobotę ogromna ulewa przeszła nad Krakowem, gdzie zalane zostały całe ulice. W związku z nawałnicą nad Krakowem przerwany został koncert rapera Maty, a jego uczestnicy musieli zostać ewakuowani. Organizator poinformował, że koncert odbędzie się w niedzielę. W niedzielę, po sobotnich burzach, temperatura ma spaść do 28 stopni Celsjusza - mówi Michał Folwarski, synoptyk Centralnego Biura Prognoz IMGW-PIB, cytowany przez Onet. Czytaj więcejJedna osoba zginęła minionej nocy w pożarze pustostanu na terenie byłej stolarni w Siemianowicach Śląskich – podały w sobotę rano służby kryzysowe wojewody śląskiego. Śledczy ustalają tożsamość ofiary. Zgłoszenie o pożarze przy ul. Jana III Sobieskiego dotarło do służb przed drugą w nocy. "Na terenie byłej stolarni doszło do pożaru pustostanu. Wewnątrz budynku ujawniono zwęglone zwłoki nieznanej osoby" - poinformowało Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Katowicach. Działania strażaków zakończyły się przed 4 nad ranem. Artykuł nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.Influencerka w niecenzuralnych słowach postanowiła zaprzeczyć, jakoby taka sytuacja kiedykolwiek miała miejsce. Głośny film o fali w wojsku powstał 30 lat temu. Jak zmienili się Jak podaje rosyjska agencja informacyjna TASS, sprawca prawdopodobnie zabarykadował się na terenie jednostki. Trzy osoby, do których strzelił, nie żyją: major, kapral oraz żołnierz zaczął strzelać, strzelił z pistoletu, który zabrał oficerowi. Trzy osoby zginęły. Teraz zabarykadował się na terenie jednostki – podaje informator Atak na lotnisku wojskowym w Woroneżu. Kim jest sprawca?Władze regionu oficjalnie potwierdziły, że na lotnisku miała miejsce strzelanina. Sprawca jest poszukiwany na terenie jednostki, ale pod uwagę jest także brana możliwość, że już stamtąd zabitych jest dwóch oficerów i żołnierz poborowy. Sam żołnierz zniknął, jest poszukiwany zarówno na terenie jednostki, jak i poza jej granicami – wyjaśnił informator agencji też: Koronawirus w Polsce. Burza wokół szkolenia dla żołnierzy. Wiceszef MON Marcin Ociepa tłumaczyNiezależny rosyjski portal Meduza podał, że sprawca należał do służby poborowej rosyjskich sił zbrojnych. TASS potwierdza, że jest to urodzony w 2000 roku Anton Michajłowicz Makarow. 20-latek mieszka w Woroneżu. Zanim odebrał oficerowi pistolet, Makarow miał podjąć próbę ataku przy użyciu siekiery. Dowództwo jednostki połączyło siły z organami ścigania, w tym Gwardią Rosyjską, w celu odnalezienia i schwytania napastnika. W operacji bierze udział nawet setka poszukiwaniach biorą udział śmigłowce, bezzałogowe statki powietrzne sił specjalnych Gwardii Rosyjskiej oraz oddziałów SOBR i OMON – cytuje TASS rzecznika rosyjskiej gdzie rozegrała się tragedia, należy do Akademii Sił Powietrznych im. Profesora N. E. Żukowskiego i Y. A. Gagarina. Od siedmiu lat jest poddawane remontowi, który planowo miał zakończyć się jeszcze tej jesieni. Z miejscowego pasa startowego mogą korzystać zarówno samoloty wojskowe, jak i jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze mnie jest szkoda lata....i pieknych letnich wspomnień! Nie chcę być informowany o tym co się dzieje w sowieckich koszarach!Podobno jego rodzinka siedzi w IssraeluPodobno jego rodzinka siedzi w IssraeluPrzynajmniej Ci już nie będą znęcać się nad nowymi. dwóch oficerów. jednym był major, a drugim kapral czy poborowy?Wcale ale to wcale mi ich nie żal. Im mniej ich tym lepiej. Mlody nie wytrzymał. Byłem w wojsku za komuny, wiosna 88-90. Nie jeden myślał, a jakby tu przeładować, przestawić na ciągły i pociągnąć? Jednak są i dobre wiadomości ze świata. Jeszcze jeden, jeszcze jeden. Ludzi u nich mnogo. Żadna strata. To pewnie skutki ,,fali" czyli nieregulaminowego postępowania względem młodego rocznika. Jakby ktoś nie pamiętał to w naszej armii za czasów powszechnego poboru też była fala i różne związane z tym do zabitych oficerów ,mogli być tzw.,,kadrą falową" czyli tolerowali i akceptowali te durne zasady. Ale to też jest informacja o słabości rosyjskiej armii ,bo w razie konfliktu żołnierz weźmie na celownik najpierw osoby które się nad nim zwana nas była fala , ale to pewnie małe piwo przy nie Zwariowal nagle to na 100% byla to zemsta za znecanie sie nad Mlodym Zolnierzem przez starsze Roczniki gdzie fala jest tak brutalna ze gwalt homosexulany to tylko jeden z wielu elementow wachlarza metod ponizania i pastwienia sie nad Mlodym Soldatem. tego typu akcje sa w Rosji NORMALNE i kazdego roku zdarzaja sie takie przypadki i to nie jeden bo taka juz w rosyjskiej armii tradycja i to od wiekow bo to nie nowosc a NORMALNOSC. Nie normlnie to byloby wowczas gdyby w rosyjskeij armii nei bylo slynnej DZIEDOWSZCZYZNY ale ona jest milczaco tolerowana prze kadre wojskowa bo odejmuje jej roboty jak Soldaty sami trzymaja sie w dyscyplinie. Identycznei jest w wiezienaich i identycznei bylo w Lagrach z epoki ZSRR i w NAZISTOWSKICH Obozach Koncentracyjnych bo to tez bardzo skuteczna methoda zaprowadzenia wysokiej dyscypliny tanim wiemy w czasie poscigu zostanie zastrzelony coby nie namieszal podczas ewentualnej rozprawy przed obliczem Sedziego bo to tez w takich przypadkach trzy - trochę mało. Ale każda sztuka mniej to plus
Gdy w sieci pojawił się film przedstawiający falę w chińskiej armii, wszyscy byli głęboko poruszeni. Jednak bestialstwo żołnierzy z Chin przypomniało także najciemniejsze karty z
W niedzielę po godzinie 14 do służb ratunkowych powiatu nowodworskiego wpłynęło zgłoszenie o 32-letnim mężczyźnie, który zaginął pod wodą na terenie jeziora Secymińskiego w gminie Leoncin. Na miejsce natychmiast ruszyły liczne siły i środki ratownicze. Powiatowe Stanowisko Kierowania zadysponowało do działań zastępy Państwowej Straży Pożarnej z Nowego Dworu Mazowieckiego i Warszawy oraz jednostki OSP Wilków Polski i OSP Ratownictwo Wodne. Na miejsce zdarzenia udały się również Policja i WOPR. Po prawie godzinie poszukiwań, nurek wydobył na brzeg ciało 32-latka z powiatu sochaczewskiego. Medycy stwierdzili jego zgon. O tragedii powiadomiony został prokurator oraz grupa śledczo – dochodzeniowa. Na miejscu nadal trwają czynności dochodzeniowe pod nadzorem nowodworskiej prokuratury. foto: OSP Ratownictwo WodneSymbolem solidarności pomiędzy Polakami i Węgrami są postacie Romka Strzałkowskiego, najmłodszej ofiary poznańskiego czerwca i Petera Mansfelda, najmłodszej ofiary fali represji popaździernikowych na Węgrzech. Obaj chłopcy ponieśli śmierć w wyniku represji, jakie zastosowały komunistyczne władze przeciw uczestnikom tamtych
Prawie milion złotych żąda od 7. Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku Tomasz W. Były żołnierz twierdzi, że nieuleczalna choroba, na którą zapadł w wojsku, jest skutkiem prześladowań. Tomasz W., 31-letni dzisiaj mężczyzna, mieszka w małej miejscowości koło Kościerzyny. W wojsku służył od 2003 roku. W jego szeregi został wcielony z kategorią A. Był zdrowy, nigdy wcześniej nie leczył się na żadne schorzenia. Najpierw trzy miesiące przebywał w Ostródzie, później został przeniesiony do 7. Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku. Kilkumiesięczny pobyt w jednostce zakończył się dramatycznie. Żołnierz prosto z koszar trafił do szpitala psychiatrycznego. - Był maltretowany przez żołnierzy starszych stopniem lub stażem. Podlegał żołnierskiej fali - mówi adwokat Wojciech Kaczmarek, pełnomocnik Tomasza W. - Żołnierze starszego rocznika znęcali się nad nim fizycznie i psychicznie. Więcej o "fali", którą w wojsku przeżył Tomasz W., o skutkach maltretowania, chorobie nabytej w czasie służby oraz o tym czego mężczyzna domaga się w sądzie od słupskiej jednostki - czytaj w dzisiejszym papierowym wydaniu "Głosu Pomorza" (7 lutego).Czytaj e-wydanie »U8Nz.